
Norbaeocystyna – tajemniczy alkaloid w świecie grzybów psylocybinowych
9 lipca 2025Dotychczas Nowa Zelandia kojarzyła się wielu ludziom z krajem kontrastujących krajobrazów oraz Władcy Pierścieni. Od niedawna jednak może być znana z tego, że staje się bardziej przyjazna dla osób cierpiących na depresję. Oto bowiem przyzwolono (w ograniczonej skali) na stosowanie psylocybiny w terapii zaburzeń emocjonalnych. Skąd taka decyzja? Czy widzimy przełom w środowisku politycznym i prawie? O tym m.in. jest niniejszy artykuł. Zachęcam do przeczytania go już teraz!
Psylocybina jako potencjalny lek na depresję lekooporną
Wskazuje się, że obecnie cierpi na depresję nawet 300 milionów ludzi na całym świecie, a w perspektywie najbliższych lat będzie najczęściej diagnozowaną dolegliwością. Na jej wystąpienie składają się różne przyczyny – wskazuje się m.in. przesłanki środowiskowe, obciążenie psychiczne, a nawet istnieje teoria o podłożu zapalnym. Niezależnie od tego, należy podkreślić jedno – depresja jest chorobą śmiertelną. Z jednej strony bowiem może skracać życie wskutek izolacji oraz współwystępowania innych dolegliwości (w tym nowotworów czy problemów w obrębie układu krążenia). Z drugiej – stanowi najczęstszą przyczynę samobójstw.
Terapia i stosowne leczenie stanowią klucz do ograniczenia jej destrukcyjnego wpływu. W wielu przypadkach jednak tradycyjna farmakologia, mimo kolejnej generacji leków, nie przynosi oczekiwanego efektu. Dzieje się to zwłaszcza przy depresji lekoopornej. Z tego powodu coraz częściej rozważa się sięgnięcie po alternatywne sposoby kuracji, w tym np. za pomocą psychodelików. Koncepcja ta pojawiła się już w pierwszej połowie XX wieku. Jednakże wojna z narkotykami i zakwalifikowanie m.in. LSD, meskaliny i właśnie „magicznych grzybów” jako twardych środków odurzających, znacznie opóźniło badania związane z takim ich wykorzystaniem.
Tymczasem na dolegliwość, jaką jest depresja, psylocybina wydaje się skuteczną odpowiedzią. Już pojedyncza dawka ma dawać pozytywne reakcje ze strony organizmu. Wynika to z faktu, że z chemicznego punktu widzenia to agonista receptorów serotoninowych 5-HT2A. Co więcej – ma właściwości pobudzania neuroplastyczności, tworzenia nowych połączeń neuronalnych. W dużym uproszczeniu – wytyczania „nowych ścieżek” dla schematów myślowych. To jednak tylko jedna strona medalu. Druga – zdolność do eliminacji dysfunkcyjnych szlaków neuronalnych. Innymi słowy – psylocybina może stymulować samoleczenie ośrodkowego układu nerwowego. Warto zaznaczyć – że efekty te są zapewniane przy stosunkowo wysokim profilu bezpieczeństwa.
Skąd decyzja rządu Nowej Zelandii?
Ministerstwo Zdrowia Nowej Zelandii zdecydowało – psylocybina na leczenie depresji jest dozwolona po latach badań prowadzonych przez Dr Cameron Lacey. Psychiatra ten wykonał testy wykazujące, że z jej pomocą można prowadzić kurację nie tylko tego, ale i wielu innych zaburzeń. Warto przy tym zaznaczyć, że postanowienie to dotyczy… wyłącznie tego lekarza.
Geneza jego badań sięga 2021 roku, kiedy zauważył, że wielu jego pacjentów nie reaguje na standardowe leki przeciwdepresyjne. Zaczął więc testować psylocybinę (w formie badań klinicznych), na którą pacjenci dobrze reagowali. Z tego powodu otrzymał zezwolenie – jako jedyny psychiatra w kraju – stosowanie jej do kuracji depresji.
Należy jednocześnie zauważyć, że jego praca będzie pod ścisłą kontrolą władz. Pacjenci otrzymują i mają przyjąć preparat w gabinecie, a także odbyć w nim całą sesję z psylocybiną, co – de facto – stanowi integralną część pojedynczych spotkań z lekarzem. Dla pacjentów bowiem tworzy się warunki deprywacji sensorycznej (ograniczenia bodźców) – opaska na oczy, wygodne miejsce do siedzenia lub leżenia oraz słuchawki, przez które płyną dźwięki natury lub muzyki maoryskiej. Ten ostatni element jest witalny – dr Cameron Lacey inspirował się holistycznym podejściem rdzennych ludów Nowej Zelandii do medycyny, w tym leczenia problemów psychicznych.
Czy legalizacja psylocybiny jako leku to nowy trend?
Choć w Nowej Zelandii psylocybina nie jest w pełni zalegalizowana, to taki ruch wpisuje się w klimat zmian. Coraz częściej bowiem podnosi się fakt, że substancje psychodeliczne, oprócz swojej „mroczniejszej strony”, mogą okazać się dla wielu osób błogosławieństwem i możliwością wyjścia z egzystencjalnego cierpienia. Dlatego warto śledzić dalsze postępowania tamtejszych władz, jak i obserwować działania innych państw, uginających się pod presją naukowców, ale i rosnącego problemu, jakim są zaburzenia emocjonalne.